Modyfikacja pierwszej konstrukcji wzmacniacz słuchawkowego do wersji II.


Na moim warsztacie do badań nad pentodami.

          

Projekt Marcina I był dobry ale nie na obecne czasy bo w ostatnich dekadach typowe słuchawki nie maj już impedancji setek Ohmów, a dziesiątki, spełniając wymagania standardom niskonapięciowych urządeń mobilnych. Taka dysproporcja rezystancji w relacji z wysoką rezystancją anodową lampy utrudnia przekazanie wymaganej mocy do wysterowania współczesnych słuchawek przez wtórnik katodowy obciążony rezystancją. Po moich pierwszych próbach z opisywanym wzmacniaczem bez transformatorowym, zbyt mała moc jedynie symbolicznie zasilała niskoomowe słuchawki przy pełnym wysterowaniau lamp EL86.

Kolejny model wymagał poważnej modernizacji i dodania transformatorów głośnikowych.

 

Modernizacja Marcina I na Marcina II.

 

Owszem mogłoby to wyglądać lepiej ale tym razem dobudówka :-)
Dużo problemów montażowych było z pierwszą konstrukcją. Ambicja miniaturyzacji zawiodła w gęsty las problemów. Zbyt ciasno usytuowane, wykonane z przełączników Isostat listwy stykowe do lutowania utrudniały dotarcie grotem lutownicy grzejnikowej. Dodatkowe podzespoły wymagały powiększenia  obudowy. Doświdczenie  z lutowaniem blachy mosiężnej 0,5 mm jest sympatyczne ale ze wzrostem ilości ściank w obudowy zdolność odprowadzania ciepła z punktu lutowania sybko wzrasta i wymaga lutownicy z grotem o duzej pojemnosci cieplnej lub wiekszej mocy aby proces przebiegał szybko.   

Do tego celu wydobyłem z szuflady lutownicę transformatorową,  „partnerkę” nie jednej nieprzespanej nocy w XX w. . To w latach minionych był  atrybut każdego, mobilnego fachowca od elektroniki bo cóż,  najmnijsza na rynku krajowym lutownica grzejnikowa była wilkości lokówki, a produkty z zachodu zaporowo drogie z uwagi na PRL-owski kurs złowtówki. A przy tej okazji uświadomie znacznie młoszym, że

wyrobów technicznych z Chin nie widywałem, poza zapalniczkami, zszywaczami i wiecznymi pióram. W nowej erze elektroniki układów scalonych i precyzyjnych PCB i elementów SMT, ktora pojawiła się dosyć szybko już w latach 90-tych tlutonica transforatorowa siała zniszczenie przegrzewając pady i miała jeszcze pare innych wad. Nadawał się do montażu przestrzennego stosunkowo dużych elementów biernych, gniazd lampowych i listew stykowych. Okazała się doskonałym narzędziem. w warunkach prac poza warsztatem. Końcówki grotów wykonywane ze zwykłej żyły przewodu DY nawet 2,5 mm2, zasilane mocą 80W lub 100W działają, jak wysokiej klasy lutownice indukcyjne ale bardzo krótko bo w przypadku zwykłego miedzianego drutu procesowi zwilżania lutem towarzyszyło „chudnięcie” przekroju miedzi i wzrost temperatury na przewęzeniu do ponad 500 st. C.

Dodatkowe komory, w których umiszczone będą transformatory TG.